Nowości
7.05.2024
❧ naprawiono muzykę z Tajemnicy Zaginionego Królestwa

1.05.2024
❧ naprawiono muzykę ze specjalów

25.04.2024
❧ naprawiono muzykę z 1 sezonu

18.04.2024
❧ dodano komiks nr 238 - Cienie w Chmurnej Wieży

06.04.2024
❧ dodano komiks nr 161 - Technomagiczny konkurs

25.03.2024
❧ zaktualizowano odtwarzacze wideo - SEZON 1 FULL HD

18.03.2024
❧ dodano komiks nr 228 - Magia Flory i Miele

14.03.2024
❧ dodano komiks nr 237 - Dobry pomysł

08.03.2024
❧ dodano komiks nr 205 - Magia Winx Rock

19.02.2024
❧ dodano komiks nr 171 - W świecie snów

18.02.2024
❧ dodano komiks nr 208 - Siła natury

Użytkowników Online
 Gości Online: 1
 Brak Użytkowników Online

 Zarejestrowanych Użytkowników: 2,061
 Najnowszy Użytkownik: ~blajulu
Dzisiejsi Solenizanci
netari


Archiwum
❧  Klejnot życia  ☙

AutorKlejnot życia
~Sophie
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 26-06-2013 22:13
Opowiadanie chyba nie będzie miało w sobie fantastyki, ale wszystko wyjdzie w praniu. Akcja toczy się w Wenecji - mieście masek, kanałów, gondoli. Wydarzenia nie rozgrywają się w naszych czasach. Nie ma internetu, telewizji, komórek i supermarketów. Zamiast tego są bale, intrygi, zagadki, pewna rzecz, którą ktoś bardzo chce mieć i gotów jest zrobić wszystko, by ją zdobyć. Może kogoś takie rzeczy nie interesują, ale prosiłabym o danie temu opowiadaniu szansy, szczególnie że jest podobne do "Słońca i Księżyca" i "Magicznej księgi". Różnica polega na tym, że rozdziały są dłuższe, a słownictwo dobieram staranniej.
Zapraszam do czytania.

Rozdział 1

Materiał spływał kaskadami falbanek w dół. Kryształki na ramiączkach mieniły się kolorami w blasku słońca, wpadającego przez duże okna. Przed lustrem stała ładna dziewczyna. Jej piękne blond loki o złotym połysku opadały ciężką kurtyną na plecy i ramiona. Ciemnoniebieska, aksamitna suknia prezentowała się cudownie. Dziewczyna podeszła do stolika i wzięła z niego maskę, pełną ozdobnych zawijasów i kryształków. Powoli przyłożyła ją do twarzy. Maska była specjalnie zaprojektowana tak, by pasowała do sukni. Westchnęła cicho, widząc oszołamiający efekt. Miała nadzieję, że dobrze będzie się prezentować na balu. Podeszła do okna. Na zewnątrz ludzie przechadzali się uliczkami, po rzece płynęły gondole*, tak słynne w Wenecji. Zamknęła oczy. Usłyszała ciche, nieśmiałe pukanie do drzwi komnaty. Do pomieszczenia nieśmiało weszła służąca. Czepek jej się przekrzywił, a jej palce nerwowo mięły róg fartucha. Doskoczyła do stojącej przy oknie dziewczyny i zaczęła wygładzać materiał sukni, choć nie było to potrzebne. Poprawiała jej włosy, a na sam koniec zasypała ją milionami pytań o to, czy jej gorset nie jest za słabo związany, czy buty nie są za małe... Dziewczyna dzielnie znosiła te zabiegi i pytania. W końcu służąca, nerwowo dygając, wypadła z pokoju. Blondynka leciutko się uśmiechnęła. Dostojnym krokiem podeszła do toaletki**, która była zasypana różnymi drobiazgami. Wysunęła pierwszą szufladę. Wyjęła z niej złotą szkatułkę. Włożyła do zamku kluczyk, który wcześniej wyciągnęła z kryjówki. Przekręciła go. W środku leżał na poduszce piękny wisiorek z dużym kryształem, który mienił się wszystkimi kolorami tęczy. Ostrożnie zawiesiła go sobie na szyi. Dostała go po zmarłej prababci, która nie wiadomo czemu zapisała go akurat jej w testamencie. W każdym razie dziewczyna bardzo dbała o swoją jedyną pamiątkę po zmarłej. Ostatni raz przejrzała się w lustrze i przykładając maskę do twarzy, pełnym godności krokiem wyszła z komnaty. Ruszyła korytarzami w stronę sali balowej. Mijający ją ludzie składali jej ukłony, na które ona odpowiadała kiwnięciem głowy. Szła wyprostowana, głowę miała uniesioną wysoko, co było głównym powodem rozpoznania w niej córki króla i królowej. Zeszła po schodach, przeszła przez kolejny korytarz i stanęła przed drzwiami sali balowej. Strażnicy wpuścili ją, elegancko się przed nią kłaniając. Sala zaskakiwała swoimi rozmiarami. Długie stoły stojące pod ścianą, by nie przeszkadzać w tańcu, wprost uginały się od ilości jedzenia. Przez duże okna wpadało słońce.
Pary stały na środku pomieszczenia i pod ścianami, wesoło rozmawiając. Co jakiś czas ktoś wybuchał śmiechem. Para królewska rozmawiała z grupką ludzi. Niektórzy z nich czuli się swobodnie, inni byli wyraźnie zakłopotani. Księżniczka ruszyła w ich stronę z gracją, robiąc małe kroki. Matka uśmiechnęła się na jej widok. Ojciec tylko zerknął na nią z aprobatą w oczach. Głośno odchrząknął.
- Panie i panowie! Wszyscy zgromadzeni na tej sali! - mówił głośno, lecz nie krzyczał. Nie musiał, gdyż wszyscy obecni zamilkli, gdy tylko przemówił.
- Czas rozpocząć bal! - powiedziała tym samym tonem królowa.
Rozległy się wiwaty i oklaski. Orkiestra znajdująca się na podwyższeniu zaczęła grać.
- Rosa, czas na zabawę - królowa mrugnęła do córki.
Księżniczka uśmiechnęła się w odpowiedzi. Zaczęła iść w stronę stołu z potrawami, jednak przed nią stanął młodzieniec, który z gracją się jej ukłonił***.
- Wasza Książęca Wysokość, czy mogę poprosić do tańca?
Z uśmiechem się zgodziła. Mimo dobrego samopoczucia poczuła ściskanie w żołądku. Całymi dniami ćwiczyła taniec, powtarzała kroki nauczycielki. Była pewna, że umie tańczyć, jednak teraz ogarnęły ją wątpliwości. Mężczyzna zaprowadził ją na parkiet, którego lśniąca powierzchnia odbijała promienie słońca. Dołączyli do innych tańczących par. Rosa skupiła się krokach, zapominając o otoczeniu.
W tej sali często odbywały się podobne do tego bale. Obowiązkowym elementem każdego z nich były maski. Każdy uczestniczący w balu powinien je mieć, inaczej nie zostawał wpuszczony na bal.
Mężczyzna ukłonił się i podziękował za taniec, po czym się ulotnił. Pokręciła głową z lekkim uśmiechem. W końcu doszła do upragnionego stołu, usiadła na wygodnym krześle i zaczęła jeść tiramisu****, wkładając do ust bardzo małe porcje, jak przystało na dobrze wychowaną córkę królewskiej pary. Po skończeniu siedziała tam parę minut, przyglądając się zebranym.
W końcu wstała i spokojnym krokiem ruszyła przez salę. Nie miała żadnego konkretnego celu, chciała się po prostu przejść. Nagle poczuła, jak ktoś łapie ją za ramię. Odwróciła się. Stał przed nią nieznany wysoki mężczyzna. Zanim zdążyła przyjrzeć się mu uważniej, ten mocno szarpnął ją do siebie i sięgnął do jej szyi. Zaskoczona zaczęła się wyrywać, gdy ktoś chwycił ją mocno w pasie i przytrzymał. Dłoń mężczyzny próbowała złapać kryształ. Krzyknęła. Jej głos wydawał jej się słaby i cichy, jednak najbliżej stojące osoby odwróciły się. Rozległy się krzyki, straż stojąca pod drzwiami ruszyła w ich stronę. Paru mężczyzn rzuciło się na trzymających ją ludzi. Poczuła, że prześladowcy ją puszczają. Szybko się odsunęła i w tym momencie rozległ się huk. Stoły stanęły w ogniu. Siedzące przy nich osoby zerwały się z krzeseł. Na sali wrzało jak w ulu. Rozpętała się panika, obcy ludzie wyciągali broń. Rosa rzuciła się do ucieczki. Słyszała wołanie matki. Poczuła, jak ktoś bierze ją w ramiona i przytula. To był jej ojciec.
- Nic ci nie jest? - spytał.
Pokręciła głową. Nagle, tak jak wszystko szybko się zaczęło, tak szybko się skończyło. Zapadła cisza. Mężczyźni zniknęli.
***

Matka była mocno zaniepokojona tym, co się wydarzyło i podwoiła straż przed drzwiami komnaty córki. Sama Rosa zaszyła się w komnacie, skulona na łóżku. Czuła strach, nigdy coś takiego się nie wydarzyło. Nigdy. Wiedziała, że czasami wybuchały na balach zamieszki, jednak nie były one jakoś szczególnie poważne. Siągnęła rękami za szyję i odpięła wisiorek. Położyła kryształ delikatnie na ręce. Ten człowiek wyraźnie chciał go zdobyć. Nie było w tym nic dziwnego. Był cenny i kosztowny. Westchnęła. Ludzie często posuwali się do bezsensownych działań. Włożyła wisiorek do szkatułki, którą z powrotem zamknęła na kluczyk. Tym razem zawiesiła go sobie na szyi na cienkiej tasiemce.


* gondola - łódź wiosłowa, napędzana i kierowana przez wioślarza zwanego gondolierem, służąca tradycyjnie do przemieszczania się po kanałach miasta Wenecji. Źródło: Wikipedia.
** nie mam tu na myśli współczesnej toaletki z milionem przyborów do makijażu. Chodzi mi o taką ze szczotkami, spinkami, biżuterią itd.
*** spokojnie, nie będzie żadnego romansu.
****tiramisu - deser, który składa się z warstwy biszkoptu nasączonej bardzo mocną kawą espresso oraz likierem Amaretto, na którą nakłada się warstwę kremu z sera mascarpone, jajek, cukru i śmietany, a całość posypuje się warstwą grubo zmielonych płatków gorzkiej czekolady. Źródło: Wikipedia.


Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Klejnot życia
~Smoczy_Plomien
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 26-06-2013 22:33
No. Wreszcie się doczekałam. Ty wiesz, że jestem największą fanką twoich opowiadań. Przejdę do rozdziału.
Na początku nic się nie dzieje. Za to jest bardzo pięknie wszystko opisane. Nie wiedziałam, że od razu w pierwszym rozdziale będzie się coś działo. Jak ta księżniczka szła przez korytarze do sali balowej, napisałaś, że była wyprostowana. Sama od razu się wyprostowałam. Jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału. Mam nadzieję, że każdy następny taki będzie.




(c) ja, hehe

Zapraszam:
- moje opowiadanie - Zmierzch bogów
- mój blog - W zakamarkach mojej duszy

Edytowane przez Sophie dnia 26-06-2013 23:23
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Klejnot życia
~Sophie
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 30-06-2013 13:14
Jeśli jakieś fakty w tym rozdziale się nie zgadzają, to proszę mi powiedzieć. Wprowadzałam do tego rozdziału tyle poprawek, że mogłam coś pominąć.

Rozdział 2


Fontanna delikatnie szumiała, zakłócając ciszę. Nawet ptaki były cicho. Wszystko wokół zamarło, czekając. W parku panował spokój. Nie było ani śladu żywej duszy, oprócz smutnej dziewczynki, z wyglądu dziesięcioletniej. Jej ubranie było miejscami podarte, twarz wychudzona. Brudne rude włosy opadały jej na ramiona. Pomimo niezbyt zachęcającego do zawarcia znajomości wyglądu, jej oczy spoglądały mądrze i ciepło. Głowę trzymała wysoko uniesioną, jej wargi drżały, jednak nie uroniła ani jednej łzy. Nagle wiatr silnie zawiał, poruszając gwałtownie gałęziami drzew. Przestraszona para wróbelków poderwała się do lotu. Lunął deszcz. Dziewczyna ruszyła się z miejsca. Wyszła z parku, w którym ziemia zaczęła zmieniać się w błoto. Powoli szła przez ulicę, nie zwracając uwagi na pogardliwe spojrzenia innych ludzi, ukrytych pod eleganckimi parasolami. Nie obejrzała się ani razu, nawet gdy starsza pani zaczęła pomstować na żebraków, wyraźnie dając jej do zrozumienia, że mówi o niej. Jednak nie przejęła się tym, obelgi przelatywały przez jej uszy jakby była głucha. Skręciła w wąską uliczkę. Idąc, przesuwała dłoń po szorstkich ścianach budynków. Dopiero, gdy doszła do końca ślepej uliczki, osunęła się na ziemię. Było jej słabo, czuła, że dłużej tego nie zniesie. Nie umiała przez cały czas udawać silnej. Zemdlała.
***

Rosa przycupnęła przy kominku, jedynym źródle ciepła. O okna uderzały krople deszczu. Słychać było wiejący wiatr. Cieszyła się, że nie musi nigdzie wychodzić. Zresztą rodzice, po ostatnich wydarzeniach, bali się zostawić ją bez straży nawet na krótką chwilę. Uważała, że przesadzają. Szybko wstała i wyszła z komnaty. Znudziło ją ciągłe siedzenie w zamknięciu, jakby mężczyźni z balu mieli przyjść i ją porwać. Przemierzała korytarze pałacu, echo jej kroków brzmiało głośno w ciszy. Znała pałac bardzo dobrze, żyła w nim od urodzenia. Mogłaby z pamięci wyrecytować plan budynku. Po korytarzach chodziła już niezmierzoną ilość razy. Gdy miała pięć lat, na szerokich schodach ze złotą poręczą po raz pierwszy potknęła się i przewróciła.
Pałac był dla niej domem, a nie obcym i nieprzyjaznym labiryntem. Teraz w końcu doszła do dużych drzwi, przed którymi stała straż. Jeden z mężczyzn otworzył je przed nią. Znalazła się w sali narad, która była raczej specjalną komnatą do spotkań króla i królowej z przyjaciółmi, podczas których omawiali sprawy państwa, swoje dalsze posunięcia lub też prowadzili przyjacielską pogawędkę.
Tym razem para królewska była sama. Siedzieli przy dużym stole, na którym rozłożone były rozmaite pergaminy.
Sala narad tak nie była duża jak sala tronowa, balowa czy wejściowa. Prawdę mówiąc była rozmiarów komnaty Rosy. W kącie stały wygodne fotele i stolik. Na ścianie wisiały dwa arrasy. Kotary były szczelnie zasunięte, nie wpuszczając do środka dziennego światła.
Rodzice podnieśli wzrok, gdy Rosa weszła do środka. Na ich twarzach odmalowało się zdumienie.
- Rosa, co ty tu robisz? - spytała matka.
Usiadła na krześle.
- Nudzi mi się, poza tym mylicie się, jeśli sądzicie, że będę cały czas grzecznie siedzieć w komnacie.
Królowa westchnęła i spojrzała wymownie w sufit. Rosa spojrzała na pergaminy. Dotyczyły one typowych rzeczy wagi państwowej. Nic, czym się interesowała. Już miała oświadczyć, że chyba sobie pójdzie, gdy wtem jej wzrok padł na raport z wydarzeń na balu. Drżącą ręką sięgnęła po niego i zaczęła czytać.
Doszliśmy do wniosku, że próba kradzieży nie była w żaden błyskotliwy sposób zaplanowana. Próba odwrócenia uwagi poprzez uczynienie szkód była niezbyt przemyślana, gdyż nie powiodła się. Nieznani mężczyźni byli gotowi zrobić wszystko, nawet wyrządzić krzywdę, by zdobyć cenny wisiorek. Gdy straż zainterweniowała, w tajemniczy sposób ulotnili się. Goście przysięgają, że nie widzieli, by nieznajomi wchodzili głębiej do pałacu. Jest to również niemożliwe z powodu straży stojącej na korytarzach. Obecnie trwają poszukiwania niedoszłych złodziei.

Poczuła chłód. Co jeśli są tutaj, w pałacu? Nie, to niemożliwe... A jednak skąd ten strach? Odepchnęła od siebie te myśli. Wstała i wyszła z komnaty, mając nadzieję, że zrobiła to w miarę spokojnie.
***

Było jej przyjemnie i ciepło. Leżała na czymś wygodnym. Zapach pieczonego ciasta roznosił się w powietrzu. Słyszała rozmowy, beztroskie i wesołe. Otworzyła oczy i zamrugała, gdy oślepiło ją światło. Leżała w łóżku, w przytulnym pokoju. W kominku wesoło trzaskał ogień.
- Obudziła się! - rozległ się krzyk.
Z fotela stojącego przy małym stoliczku poderwał się chłopak, może szesnastoletni. Podbiegł do łóżka i nachylił się nad nią. Do jego głowy dołączyła druga, tym razem kobieca. Patrzyła na nią z troską i niepokojem. Dziewczyna poczuła, że siły wylatują z niej jak powietrze z przekłutego balona. Krótka chwila przytomności była dla niej zbyt dużym wysiłkiem. Oczy jej się zamknęły, nastała ciemność.
***

Rudy kot, mrucząc głośno, ocierał się o nogi właścicielki. Ta mieszała drewnianą łyżką w garnku, zerkając przez okno. Pogoda wciąż była nie dopisywała - było szaro i pochmurno. Westchnęła. Miała nadzieję, że za niedługo się rozpogodzi.
Usłyszała kroki i po chwili do kuchni weszli Oscar i jego siostra, Elena.
- Obudziła się na chwilę, a potem znów straciła przytomność - Elena oparła się o ścianę, a jej brat usiadł na krześle.
- Kiedy w końcu obudzi się całkowicie?
- Dajcie jej trochę czasu - odezwał się ojciec - Widać, że sporo przeszła. Biedaczka, jest kompletnie wyczerpana.
Matka wyciągnęła talerze, położyła je na stole i nalała do nich z garnka minestrone*. Cała rodzina ze smakiem zabrała się do jedzenia. Ciasto leżało na blacie, kusząc swoim zapachem i wyglądem rodzeństwo. Kot wskoczył na kolana ojca i ułożył się w kłębek, wyraźnie zadowolony z takiego obrotu spraw.Oscar szybko skończył jeść, umył talerz i stanął w progu pokoju gościnnego, w którym na łóżku leżała nieprzytomna dziewczyna. Włosy rozsypały się wokół jej głowy jak aureola z płomieni. Jej twarz była blada, za bardzo blada. Przełknął ślinę. Poczuł dłoń na swoim ramieniu. Odwrócił się i spojrzał w smutne oczy swego ojca. Zrozumiał.
***

Elena podniosła głowę, gdy nieprzytomna dziewczyna się poruszyła. Minęły cztery dni, a obca nie dawała znaku życia. Uznaliby, że jest martwa, gdyby nie to, że oddychała. Na początku nierówno i szybko, lecz stopniowo jej oddech stawał się równy, głęboki i spokojny. W końcu otworzyła oczy. Na ich widok Elena poczuła dreszcz. Były złote, po raz pierwszy się z takimi spotkała. Dziewczyna spojrzała na nią, na jej twarzy było wypisane zdumienie.
- Jak się czujesz? - spytała Elena.
Nie odpowiedziała, po prostu na nią patrzyła.
Siostra Oscara zadała pytanie jeszcze raz, lecz znów nie otrzymała odpowiedzi.
- Jesteś głodna?
Przez chwilę myślała, że osłabiona dziewczyna znowu nie zareaguje, jednak ta kiwnęła głową. Elena wstała i wyszła z pokoju. W kuchni siedziała matka i coś pisała. Podniosła wzrok, gdy córka weszła do kuchni.
- Obudziła się?
- Tak, ale nic nie powiedziała. Jest głodna.
- Biedactwo - mruknęła Amelia.
Nalała jej zupy do miski i włożyła do niej łyżkę. Jednak gdy córka chciała wziąć od niej naczynie, zaprotestowała. Weszła do pokoju gościnnego i usiadła na łóżku. Dziewczyna dźwignęła się do pozycji siedzącej i patrzyła na nią bez słowa. Jej złote oczy były wielkie i błyszczące. Ubranie było podniszczone, Amelia w duchu postanowiła, że kupi jej nowe.
Matka podała jej miskę, a ta położyła je sobie na kolanach. Objęła naczynie rękoma, najwyraźniej szukając źródła ciepła. Ujęła w dłoń łyżkę i zaczęła jeść. Jej ruchy były niepewne, dłoń drżała, gdy ją unosiła. Mimo to nie rozlała ani kropli zupy. Po skończeniu posiłku nie odezwała się, tylko z powrotem położyła się i opatuliła się białą kołdrą. Elena przesunęła dłonią po materiale, bardziej z potrzeby zajęcia rąk, niż z troski.
Obca nie zamknęła oczu, tylko przyglądała im się.
- Jak masz na imię? - spróbowała dowiedzieć się Amelia.
Nie uzyskała odpowiedzi. Złote oczy patrzyły na nią ze smutkiem i rozpaczą. Westchnęła.
- Śpij - powiedziała.
Wstała i wyszła, zostawiając swoją córkę.
***

Kartki leżały rozrzucone po podłodze. Niektóre zostały wydarte z książek, inne były po prostu wyrzucone z szuflad. Zawartość szafy z ubraniami leżała podarta i pognieciona na łóżku i podłodze. Drewna z kominka leżały porozrzucane i lekko spalone. Maska, jeszcze niedawno piękna, teraz była zniszczona. Deszcz bębnił o szyby, jakby chcąc uczynić chwilę bardziej przygnębiającą. Rosa stała u progu swojej komnaty, czując szok. Straż rozpoczęła przeszukiwanie pałacu. Siedmiu strażników zostało przy księżniczce, by zapewnić jej bezpieczeństwo. Dziewczyna deptała po kartkach, lecz nie przejmowała się tym. Nagle poczuła strach. Rzuciła się w kierunku schowka, w którym była szkatułka. Trzęsły jej się palce, gdy wyjmowała ją. Z boku widać było wyraźne wgniecenie, jednak zamek nie wydawał się być uszkodzony. Zdjęła kluczyk z szyi, włożyła do otworu i przekręciła. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, że kryształ leży w środku. Usłyszała tupot stóp na korytarzu i do komnaty wpadli jej rodzice. Matka zbladła, lecz ojciec stał wyprostowany, z wysoką uniesioną głową, władczy i stanowczy.
- Straż! Wyprowadzić księżniczkę i eskortować do jednej z nieużywanych, wygodnych komnat. Zwiększyć liczbę strażników pilnujących jej bezpieczeństwa. Odtąd, gdziekolwiek księżniczka się uda, ma jej towarzyszyć czterech strażników.
Omiótł obecnych spojrzeniem. Kiwnął głową na zszokowaną córkę. Ta przycisnęła sobie do piersi szkatułkę i zamierzała pozwolić się wyprowadzić strażnikowi, gdy powstrzymał ją głos matki.
- Rosa, co jest w tej szkatułce?
- Wisiorek zapisany mi w testamencie babci.
- Ten, którego chcieli ukraść ci mężczyźni?
Kiwnęła potwierdzająco głową. Królowa patrzyła na szkatułkę z niepokojem, którego nie rozumiała.
- Wszystko w porządku? - spytała.
- Tak, oczywiście. Idź już - matka uśmiechnęła się do niej krzepiąco.
Posłuchała.
***

Straż zaprowadziła ją do małej, lecz przytulnej komnaty. W kącie stał stolik do kawy i fotele. W kominku nie palił się ogień, lecz nie przeszkadzało jej to. Puchaty dywan przyjemnie łaskotał skórę. Ostrożnie położyła szkatułkę na stoliku i poszła się myć. W końcu zmęczona padła na łóżko. Zapadła noc, niebo w końcu się rozpogodziło. Tylko parę chmur było dowodem deszczu, który miał miejsce przed chwilą. Świeciły gwiazdy, niektóre silniej, niektóre słabiej. Leżąc, przez okno po przeciwległej stronie komnaty patrzyła na niebo. W końcu powieki same jej się zamknęły i zasnęła.
***

Na te same niebo, tyle że przez inne okno, patrzyła dziewczyna o złotych oczach. Siedziała na łóżku, w domu panowała cisza. Jej stopy dotknęły miękkiego dywanu. Wstała, starając się nie upaść. Zakręciło jej się w głowie. Podeszła wolno do okna i otworzyła je. Wiatr rozwiał jej gęste, długie aż za biodra włosy. Odetchnęła pełną piersią. Zamknęła oczy, czując na twarzy powiew wiatru.
- - -
* minestrone - klasyczna włoska zupa jarzynowa



Edytowane przez Sophie dnia 25-08-2013 21:24
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Klejnot życia
~Smoczy_Plomien
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 30-06-2013 13:47
Kocham twoje opowiadania i rozdziały. Jest w nich pełno życia i magii. Ale nie magii o której opowiadasz, to nie zauważalna magia, czar. Który można wyczuć czytając twoje opowiadania. Sama chciałbym tak pisać.
Jest bardzo szczegółowo i pięknie opisane. Na początku nie mogłam się przyzwyczaić do ciągłego zmieniania miejsca, postaci i akcji. Ale się przyzwyczaiłam.
Wspaniale, że tak szybko dodałaś rozdział. Z wielkim zachwytem czekam na kolejny.
Życzę very weny i pomysłów.




(c) ja, hehe

Zapraszam:
- moje opowiadanie - Zmierzch bogów
- mój blog - W zakamarkach mojej duszy
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Klejnot życia
~Sophie
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 25-08-2013 21:30
Dziękuję <3. Trzeci rozdział będzie trochę krótszy.

Rozdział 3

W całym domu panowała cisza. Wschodzące słońce zabarwiło niebo swoimi promieniami. Mimo że był świt, słychać było śpiew ptaków. Oscar położył stopy na podłodze i wstał, starając się nie hałasować. Ostrożnie stawiał kroki, gdyż wiedział, że w najmniej spodziewanych momentach stare deski głośno skrzypiały. Po cichu ubrał się i wyszedł na korytarz. Przemknął przez hol i znalazł się na dworze. Ruszył wąską uliczką. Wczesna godzina nie była zbytnią przeszkodą dla spacerujących, co dostrzegł, gdy wyszedł na szerszą ulicę. Starsze panie chodziły z psami, młodsze z dziećmi. Paru mężczyzn śpieszyło się do pracy. Oscar skręcił w kolejną boczną, a przez to wąską, uliczkę i po pewnym czasie dotarł nad kanał. Przy brzegu czekał gondolier, który na jego widok kiwnął głową. Chłopak odpowiedział tym samym i wsiadł do łodzi. Ruszyli. Gondolier wiosłował spokojnie i pewnie. Słońce, które było już trochę wyżej, barwiło falującą powierzchnię wody na złoto. W końcu dopłynęli do mostu, który łączył dwa brzegi kanału. Wioślarz skręcił gondolą tak, że płynęli wzdłuż mostu, prosto ku ścianie. W chwili gdy się z nią zetknęli, powinni się zatrzymać, jednak tego nie zrobili, a część ściany pod naporem dziobu uniosła się do góry. Powód był prosty: ta część była dobrze zamaskowaną klapą. Wpłynęli do kanału, który był jasno oświetlony. Po obu stronach ciągnęły się chodniki, po których chodzili ludzie. Oscar wyskoczył na brzeg, gdy tylko dopłynęli do mostku. Podziękował wioślarzowi, który obiecał, że na niego poczeka. Ruszył chodnikiem, którego stan pozostawiał wiele do życzenia. Zszedł w dół po chybotliwej drabince i stanął przed eleganckimi drzwiami. Zapukał i nacisnął klamkę.
***

Amelia zerknęła do pokoju syna. Nie było go tam, lecz nie zdziwiło jej to. Według niej chłopcy w jego wieku powinni się gdzieś włóczyć od rana do wieczora. W przeciwieństwie do innych matek nie widziała w tym niczego strasznego ani podejrzanego. Teraz uśmiechnęła się pod nosem. Nucąc zabrała się do robienia śniadania. Już wyciągała rogaliki z dżemem cytrusowym, gdy nagle sobie przypomniała o obcej dziewczynie. Zajrzała do jej pokoju. Leżała zwinięta w kłębek na łóżku, tuląc do siebie poduszkę. Amelia wróciła do swojego zajęcia. Jej mąż był w pracy, a Elena pewnie obudzi się później. Córka nigdy nie przejawiała zainteresowania gotowaniem, praniem, sprzątaniem i wszystkimi innymi sprawami, którymi powinny interesować się kobiety. Nie, ona wolała skakać po dachach i ćwiczyć walkę sztyletem. Krzywiła się, gdy ktoś opowiadał historie o miłości, za to chętnie słuchała, gdy zaczynały się straszne historie. Nie kupowała biżuterii, nie przejmowała się swoim wyglądem. Kiedyś lubiła suknie, teraz darła je na strzępy. Łamiąc wszelkie zasady dobrego zachowania nosiła spodnie, nawet w towarzystwie mężczyzn, co było wysoce niedopuszczalne. Matka próbowała przemówić jej do rozsądku, lecz nie udało się. Kobiety na ulicy oburzały się z powodu jej wyglądu, a ona zachowywała się tak, jakby jej to nie obchodziło. I prawdopodobnie tak właśnie było.
Teraz Amelia tylko westchnęła i pokręciła głową. Przydałaby jej się drobna pomoc, lecz wiedziała, że proszenie o nią Eleny nic nie da. Tak więc nawet nie podjęła żadnej próby zmuszenia córki do pomocy, tylko sama wzięła się do roboty. Po chwili w całym domu roznosił się zapach jedzenia. To wystarczyło, by zbudzić córkę. W jednej chwili znalazła się w kuchni.
- Co tak ładnie pachnie?
- Śniadanie.
Podała jej talerz z rogalikami, a ta usiadła do stołu. Amelia poszła w jej ślady i już zamierzała zacząć jeść, gdy zobaczyła, że Elena wpatruje się w próg pokoju gościnnego. Odwróciła się. Stała tam złotooka dziewczyna, patrząc na nich bez słowa.
- Jesteś głodna? - spytała Amelia.
Kiwnęła głową i nieśmiało podeszła bliżej. Matka uśmiechnęła się do niej i głową wskazała krzesło. Tamta usiadła na nim tak ostrożnie, jakby spodziewała się, że krzesło zaraz się pod nią rozpadnie. Kobieta położyła przed nią talerz i sama zabrała się do jedzenia. Złotooka jadła szybko, widać było, że jest głodna. Przysłuchiwała się rozmowie matki z córką, lecz sama nic nie powiedziała. W końcu Elena nie wytrzymała.
- Czemu się nie odzywasz?
Dziewczyna spojrzała na nią, za długa grzywka wpadła jej do oczu, lecz odgarnęła ją niecierpliwym gestem. Uniosła rękę i pokazała na swoje usta, po czym pokręciła głową.
- Co? Zaszyto ci je? - spytała Elena, ignorując wściekłe spojrzenie matki.
Dziewczyna pokręciła głową, a potem tylko jej się przyglądała. W następnej chwili otworzyła usta i poruszyła nimi, lecz spomiędzy jej warg nie wypłynęło ani jedno słowo. Wskazała palcem gardło i pokręciła głową. Do kobiet dotarła prawda - dziewczyna była niema.
***

Pomieszczenie było duże i jasno oświetlone. Przypominało gabinet. Za dużym, ciemnym biurkiem siedział mężczyzna, przyglądający się swoim paznokciom. Spojrzał na niego i nieznacznie się uśmiechnął.
- Usiądź - wskazał dłonią krzesło stojące przed meblem.
Oscar usiadł i rozejrzał się. Większość pomieszczenia zajmowały regały ze zwojami, książkami i innymi papierami. Po obu bokach drzwi stali strażnicy, nieruchomo patrzący przed siebie. Jednak chłopak wiedział, że jeśli tylko dostrzegą zagrożenie, zaatakują błyskawicznie.
- Więc przyszedłeś - odezwał się mężczyzna.
Kiwnął głową.
- Tak, proszę pana.
- Jesteś gotów to zrobić?
Kolejne kiwnięcie. Usta siedzącego za biurkiem rozciągają się w uśmiechu. W oczach pojawił się złowrogi błysk.
***

Elena była tak zakłopotana, że zaprowadziła rudowłosą dziewczynę z powrotem do pokoju. Była jeszcze słaba, potykała się o własne nogi. Mimo to, gdy córka Amelii spojrzała w jej oczy, dostrzegła w nich siłę i determinację. Pozwoliła położyć się do łóżka i po chwili już spała.
Elena usłyszała ciche kroki, a gdy odwróciła się, zobaczyła w progu swoją matkę. Kobieta patrzyła w milczeniu na twarz dziewczyny, najwyraźniej nad czymś myśląc.
- Chodź - zwróciła się do córki - potem nadejdzie czas na pytania. Mam nadzieję, że bezdomność nie sprawiła, że nie umie pisać.



Edytowane przez Sophie dnia 23-11-2013 11:36
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Klejnot życia
~Smoczy_Plomien
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 26-08-2013 12:58
Jejku. To jest super. W prawdzie póki co są same napisy, ale mam nadzieję, że za niedługo rozkręci się akcja. Już widzę małe przygotowania xd.
Hm... Elena jest strasznie do mnie podobna. Z charakteru oczywiście. Też nie przejmuję się swoim wyglądem, kocham walki, lubię straszne opowieści itd. itp.
Czekam na dalsze rozdziały.




(c) ja, hehe

Zapraszam:
- moje opowiadanie - Zmierzch bogów
- mój blog - W zakamarkach mojej duszy
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Klejnot życia
użytkownik usunięty
Dodane dnia 26-08-2013 16:14
Szacun. Normalnie szacun. To jest świetne. Tak dobre opowieści poznaję po tym, że żal mi, że nie ma dalszego ciągu :D. Bardzo mi się podoba. Początkowo myślałam, że będzie nudne, bo nie ma dialogów, a ja NIENAWIDZĘ opisów. Przekonałaś mnie do nich i pokazałaś, ze nie muszą być nudne :szoker:. Czekam koniecznie na dalszy ciąg. Zaciekawiłaś mnie uśmiech. Chociaż troszkę mi żal, że nie będzie wątku miłosnego :cry:.



Edytowane przez Sophie dnia 26-08-2013 17:00
AutorRE: Klejnot życia
~Sophie
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 06-11-2013 16:54
Dziękuję bardzo za komentarze. Zoey, raczej nie będzie wątku miłosnego, bo nie lubię takich, a ciężko pisać mi o czymś, za czym nie przepadam.

O rety... Strasznie przepraszam za tak późne dodanie rozdziału. Pisałam go cały miesiąc, ponieważ za każdym razem, gdy był już ukończony, nie podobał mi się i go usuwałam. W końcu po wielu poprawkach przedstawiam wam ostateczną wersję. Mam nadzieję, że jakoś tym wynagrodzę ten czasowy odstęp.
Poprzednie rozdziały były bardziej lekkie, teraz zacznie się rozwijać powoli akcja.

Rozdział 4

Siedzący na parapecie okna wróbel wydał z siebie radosny trel. Świeciło jasno słońce, po deszczu nie został na niebie ani jeden ślad. Jedynie kałuże na wąskich uliczkach świadczyły o niedawnej ulewie. Życie w Wenecji toczyło się zwykłym rytmem. Rosa szła szybko, z twarzą ukrytą za woalką eleganckiego kapelusza. Nie chciała, by ktoś ją rozpoznał. Ledwo udało jej się wymknąć z pałacu. Straż została podwojona, lecz ona i tak nie czuła się bezpiecznie. Miała wrażenie, że niebezpieczni mężczyźni czają się tuż za rogiem korytarza... Musiała coś zrobić.
Skręciła w kolejną boczną uliczkę. Szła prosto, aż w końcu dostrzegła przed sobą rozpadający się dom. Zabite deskami okna i bluszcz obrastający drzwi skutecznie odpychały niepożądanych gości. Dziewczyna stanowczym krokiem podeszła do drzwi i, odnajdując swojej ręce drogę przez splątane gałęzie, mocno zapukała. Po dłuższej chwili rozległ się głos:
- Kto śmie zakłócać mi spokój?!
- Księżniczka Rosa, droga Ginette*.
Drzwi otworzyły się, nic nie robiąc sobie z porastającej je rośliny. Rosa uśmiechnęła się i weszła do środka. Mimo wesołej miny wcale nie czuła się pewnie. Ostatni raz była tu pięć lat temu, lecz spotkanie te utkwiło głęboko w jej pamięci. Wzdrygała się przed przyjściem tutaj, jednak nie miała wyboru. Musiała poznać prawdę.
Wnętrze domu było ciemne, oświetlało je tylko parę świec. Z sufitu zwisały rozmaite zioła, po ścianach wspinały się różne rośliny z olbrzymimi kwiatami, wydającymi ciężki, duszący zapach. Na środku pokoju stał stół, uginający się pod ciężarem mnóstwa słoików z zawartością, której Rosa z całą pewnością nie chciała poznać. Ciężkie kotary osłaniały wejście do drugiego pomieszczenia. Obok niego stał bujany fotel, w którym siedziała stara kobieta ubrana w zniszczoną suknię. Długie, splątane włosy opadały jej na ciemne, głęboko osadzone oczy. Twarz poznaczona była zmarszczkami, z nosa coś jej kapało. Dziewczyna mimowolnie wzdrygnęła się.
- Po co tu przyszłaś, dziecinko?
- Chcę wiedzieć, kim są mężczyźni, którzy włamali się do pałacu.
Ginette roześmiała się nieprzyjemnie.
- Zadajesz niewłaściwie pytanie.
- Nie sądzę. Po to tu przyszłam.
- Aby znać odpowiedź na to pytanie, musisz wiedzieć, co kryje twój naszyjnik, dziecinko.
Rosa zaczęła się zastanawiać, czy staruszka kompletnie nie straciła zmysłów. Wiedziała, że jest szalona, dlatego też każdy trzymał się od niej z daleka.
- Chodź - powiedziała Ginette, wstając powoli z fotela.
Odgarnęła wiszące obok niej zasłony, ukazując pokój oświetlony chyba milionem świec. Rosa poczuła dreszcze biegnące wzdłuż kręgosłupa. Pokój był pusty, nie licząc stojącego na środku długiego ołtarza.
- J-ja...
- Choć - powtórzyła starucha. Tym razem w jej głosie brzmiały niebezpieczne nuty.
Czując, że nogi ma jak z ołowiu, księżniczka powoli ruszyła na przód. Minęła starą kobietę, która weszła za nią i zasunęła z powrotem kotary. Gestem poleciła dziewczynie, by położyła się na ołtarzu. Prawie mechanicznie wykonała jej polecenie, czując strach rosnący jej w gardle. Ginette podeszła do niej, wyjmując zakrzywiony ceremonialny sztylet. Dwoma ruchami rozcięła długie rękawy pięknej sukni. Sięgnęła gdzieś po ołtarz. Rosa usłyszała ciche kliknięcie i zrozumiała, że był tam ukryty schowek. Stara kobieta trzymała teraz w ręce mały słoik z zieloną maścią. Nabrała jej trochę na palec, którym zaczęła malować na rękach dziewczyny spiralne znaki, połyskujące w świetle świec. Maść była nieprzyjemnie gorąca i lepka.
- Według mitologii nordyckiej Yggdrasil, wielki jesion, łączy dziewięć światów. Przechodzi przez sam środek Asgardu, siedziby Asów. Jego konary trzymają cały nieboskłon, a korzenie sięgają do różnych światów. Spod jesionu wypływa źródło Urd, dające szansę poznania przeszłości - Ginette odłożyła maść i wyszła.
Rosa próbowała się podnieść, lecz przerażona zdała sobie sprawę, że nie potrafi. Mogła tylko leżeć i czekać.
Staruszka podeszła do różnorodnych ziół i urwała parę z nich. Potem zerwała jeden z kwiatów. Podeszła do stołu i zaczęła rozgniatać w misce składniki. Wlała do niej trochę wody. Po chwili trzymała w ręce miskę z połyskującą substancją. Powoli wróciła do swojego gościa.
- Z kolei w mitologii greckiej w Hadesie płynie rzeka Lete, rzeka zapomnienia. Kto z niej wypije, zapomni wszystko. Ty dziś wypijesz substancję, która ma takie skutki jak rzeka Urd. Czasami jednak przeszłość to większe przekleństwo niż zapomnienie.
Ginette jednym ruchem wlała opierającej się dziewczynie napój do gardła. Rosę przytłoczyły dawne wydarzenia.
Młoda kobieta biegła przez pole, oddalając się od płonących budynków. Ścigały ją jakieś postacie, wtapiające się w tło niczym cienie. Można było dostrzec srebrne błyski kling mieczy. Kling zbroczonych krwią. Kobieta przyciskała sobie krwawiącą rękę do piersi. W blasku księżyca można było dostrzec, że trzyma w niej piękny kryształ. W pewnym momencie potknęła się i wyleciał jej z dłoni. Zamigotał, tocząc się po trawie. Po jej twarzy zaczęły płynąć łzy, których nie umiała powstrzymać. Jedna z postaci wybiegła z cienia. Był to mężczyzna, na oko czterdziestoletni. Podbiegł do leżącej kobiety i uniósł rękę z mieczem. Błysnęła stal, nocną ciszę przerwał krzyk.

Rosa gwałtownie oddychając wróciła do teraźniejszości. Zdziwiona zamrugała, gdy zobaczyła, że nigdzie nie ma starszej kobiety i nie pali się ani jedna świeca. Na jej rękach nie było śladu po znakach. Wstała, dygocząc. Czuła się tak, jakby zaraz miała zwymiotować. Powoli ruszyła przez ciemności i wyszła z domu.
***

Królowa stała w komnacie swojej nieposłusznej córki, umierając z niepokoju. Jak ona mogła się wymknąć! I to w takim momencie! Nagle strach sparaliżował jej ciało. Okropna myśl pojawiła się w jej głowie. Myśl, którą starała się od siebie odepchnąć. Chyba jej nie porwali?
- Straż!! - wrzasnęła.
Rozległ się tupot stóp. Do komnaty wpadł z łomotem młody mężczyzna. - Wasza Wysokość?
- Czy wiesz, gdzie jest moja córka?
Przez jego twarz przemknęło zrozumienie.
- Wasza Wysokość, jestem pewny, że nic jej nie jest.
Królowa pokiwała głową, jej oczy pozostały jednak ponure.
***

Oscar wszedł do domu na miękkich nogach. Czuł się jak najgorszy przestępca, co było dosyć śmieszne, bo przecież był to jego dom. Słyszał matkę wesoło sobie podśpiewującą. Domyślał się, że pewnie znowu piecze jakieś pyszne ciasto. Nie mógł jej teraz spojrzeć w oczy. Załamałby się i poddał, a to byłaby oznaka słabości, na którą nie mógł sobie pozwolić.
Zamiast do kuchni szybko wszedł do pokoju dziennego, przez który przeszedł do schodów w długim korytarzu. Zanim matka go zauważyła wbiegł na górę do swojego pokoju.
***

Rosa szła przez zatłoczone uliczki jak zepsuty mechanizm. Zataczała się, kręciło jej się w głowie. Raz nawet wydawało jej się, że mijanej kobiecie wyrastają z pleców skrzydła anioła. Była słaba, każdy jej krok był niepewny. W końcu potknęła się i upadła.
Jakby z oddali usłyszała zduszone krzyki ludzi. Poczuła, że ktoś chwyta ją w ramiona i ściąga z głowy kapelusz, by zobaczyć jej twarz. Potem zapadła ciemność.
***

Oscar stał na środku swojego pokoju. W jego głowie szalały myśli i wątpliwości. Czy zdoła zabić własną matkę?

- - - -
* Ginette - francuskie imię, odpowiednik naszej Reginy.



Następny rozdział będzie prawdopodobnie za dwa tygodnie.


Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Klejnot życia
użytkownik usunięty
Dodane dnia 12-11-2013 12:21
Oh, to jest GENIALNE! Bardzo mi się podoba. Kiedy to czytam, mam wrażenie, że jestem w tym samym miejscu co bohater, przeżywam to samo. Czuć, że słowa dobierasz starannie, starasz się dokładnie opisać odczucia bohaterów. Świetne, nawet nie ma do czego się przyczepić. Dzięki Tobie poznałam urok opowieści bez miłosnych wątków i zbytniej ilości dialogów mruga
Niesamowite <3
Czekam niecierpliwie na dalszy ciąg.



AutorRE: Klejnot życia
~Sophie
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 27-12-2013 12:56
Rozdział 5


Oscar wziął głęboki wdech, patrząc na ścianę. Słyszał wyraźnie śpiew matki, wydzierający mu serce. Wiedział, co ma zrobić. Ona pomagała temu... czemuś. Musiał ją zabić, niezależnie od tego, czy jest jego matką, czy nie. Zacisnął dłoń na rękojeści sztyletu. Powoli wyszedł z pokoju i zaczął schodzić po skrzypiących schodach.
- Oscarze! To ty? - rozległ się głos Amelii przebywającej w kuchni.
Nie odpowiedział, zamiast tego bez słowa wszedł do pomieszczenia.
- Jesteś! Upiekłam ciasto i... - kobieta gwałtownie przerwała, wpatrując się w sztylet trzymany przez syna - Oscar...
Jego wzrok był twardy i bez wyrazu, a ruch szybki. Kobieta osunęła się na podłogę, broń została wbita głęboko w serce. Na piersi szybko zaczęła pojawiać się plama, niczym kwitnący kwiat róży. Krew ściekała po sukni. Chłopak upadł na kolana, patrząc na to, co zrobił. Czuł się tak, jakby oglądał tą scenę z większej odległości. Jakby nie był sprawcą, tylko świadkiem.
Za sobą usłyszał kroki.
Zabiłeś ją. Melodyjny głos w jego głowie był beznamiętny. Ona mi dała schronienie, a ty ją zabiłeś. Obejrzał się za siebie. W progu stała złotooka dziewczyna. Na jej szyi błyszczał kryształ, włosy ognistymi falami opadały na plecy.
I to my jesteśmy ci źli? Nie wy, którzy mordujecie własne rodziny?
- Umarła z twojej winy - odpowiedział cicho.
Nie. Z g i n ę ł a z twojej decyzji. Wynoś się z tego domu i nie wracaj. Poczuł gniew. Jak TO śmiało mu rozkazywać? Jednym szybkim ruchem wyciągnął sztylet z ciała matki i zaatakował dziewczynę, której kryształ rozbłysnął wszystkimi kolorami tęczy. Poczuł, jak coś w niego uderza, a oczy same mu się zamknęły. Ostatnim, co zobaczył, były białe skrzydła.
***

Słyszała cichy szloch i kobiecy szept. Ktoś chodził powoli wokół niej, echo jego kroków rozbrzmiewało w sali. Zamrugała. Z początku widziała jedynie zamazane kształty, jednak po chwili jej wzrok się wyostrzył. Była w sali szpitalnej, w pałacu.
- Rosa!
Poczuła obejmujące ją ramiona matki, której ramionami wstrząsał płacz i delikatne dłonie na plecach, poruszające się chaotycznie i w różnych kierunkach. Spojrzała na twarz królowej, mokrą od łez. Za nią zobaczyła wyraźnie zmartwionego ojca. Zagryzła wargi, dostrzegając jego smutne oczy.
- Mamo... - powiedziała, odsuwając łagodnie ją od siebie - nic mi nie jest. Naprawdę.
- Rosa... Przynieśli cię ludzie, którzy złapali cię, gdy zemdlałaś. Byłaś taka blada... Powiedzieli, że ledwo szłaś. Co się stało?
Dziewczyna z wszystkich sił starała się nie spuścić oczu. Wiedziała, że nie może powiedzieć prawdy.
- Po prostu w pewnej chwili zrobiło mi się słabo. Przepraszam za rozcięte rękawy sukni, nawet nie zauważyłam, kiedy to się stało.
Ku jej uldze rodzice przyjęli taką wersję. Zostali jeszcze chwilę przy córce, aż w końcu wyszli, pogrążając salę w ciszy. Rosa opadła na miękkie poduszki i zapatrzyła się w sklepienie. Po raz pierwszy naprawdę się bała. Nie wiedziała, co chciała powiedzieć jej Ginette. Wiele osób twierdziło, że staruszka na starość stała się jeszcze dziwniejsza niż w młodości. Sądzili, że zwyczajnie ma nierówno pod sufitem. Sama nie wiedziała, czy ma w to wierzyć, czy nie. Już parę razy była po poradę u starej kobiety i ta zawsze odpowiadała zagadkami. Jednak ta dziwna wizja miała coś wspólnego z jej kryształem. Zadajesz niewłaściwe pytanie.
Rosa poczuła, że oczy jej się zamykają i pozwoliła snu na przyjście.
***

Elena zamarła, stając w progu kuchni. W domu panowała grobowa cisza, nie przerywana żadnym odgłosem. "Cisza przed burzą", jak mawiał jej ojciec. Czuła się tak, jakby ktoś wyrwał jej serce z piersi. W głowie była sama pustka, jakby nagły podmuch wiatru wywiał z niej wszystkie myśli. Powoli uniosła drżącą dłoń do ust, z których wyrwał się szloch. Opadła na kolana, patrząc na matkę leżącą w kałuży krwi. Nie widziała, gdzie jest rana, cała suknia skąpana była w czerwieni. Jej oczy były szeroko otwarte, niedowierzające.
- MAMO! MAMUSIU! - krzyknęła przerażonym głosem Elena.
Powoli, niczym w maglinie, podczołgała się do kobiety. Po jej policzkach płynęły niepowstrzymanie łzy, ciało dygotało, gdy układała głowę matki na kolanach. Przytuliła ją, rozpaczliwie głaszcząc włosy.
Nie wiedziała, jak długo tam siedziała. Straciła poczucie czasu, jednak coś wyrwało ją z otępienia. Kroki na schodach. Ktoś powoli schodził w dół.
Współczuję. Głos w głowie był melodyjny i przyjemny, jednak słychać było w nim smutek. Odwróciła się gwałtownie. W korytarzu, u progu schodów stała ocalona dziewczyna. Elena zamarła, z niedowierzaniem patrząc na piękne białe skrzydła, rozpościerające się w wolnej przestrzeni, której zbyt dużo nie było. Były ogromne, słońce wpadające przez okna wywoływało na nich wielokolorowe refleksy, którymi świecił również powieszony na szyi kryształ.
Dziewczynka powoli podeszła do klęczącej Eleny.
Twój brat, sługa Mefistofelesa*, zabił twą matkę. W imię większego dobra.
- Nie wierzę... Nie wierzę... - wyszeptała córka Amelii.
Nie musisz. Świat jest tak zbudowany, że człowiek może wierzyć w co zechce. Jednak często wybiera prawdę, która bardziej mu pasuje. Jej złote oczy były łagodne i wyrozumiałe.
- Kim jesteś?
Uśmiechnęła się. Machnęła skrzydłami, wywołując podmuch wiatru.
Chyba widać.
- Jesteś aniołem... - rzekła powoli.
Na jej twarzy rozlał się uśmiech.
Owszem. Czy mi wierzysz?
- Dlaczego Oscar miałby to zrobić? - przełknęła ślinę, myśląc o swoim bracie jako zabójcy.
Należy do organizacji Mefistofelesa, mordującej anioły i osoby, które ośmielą się nam pomóc. Wbrew wszystkiemu niektórzy ludzie wciąż w nas wierzą, a my staramy się im pomóc jak tylko potrafimy najlepiej. Lecz życie jest nieprzewidywalne, a ścieżki losu niezbadane. Nagle ci ludzie zaczęli ginąć, aż w końcu zrozumieliśmy, że gdzieś pośród rasy ludzkiej istnieje tajna organizacja, działająca do dziś. Pamiętam czasy, gdy wszystko było inne...
Elena opuściła głowę. Jej palce zacisnęły się na włosach matki.
***

Kryształ prababci wisiał na łańcuszku, wyglądając tak niewinnie i pięknie jak zawsze. Rosa poczuła ukłucie tęsknoty, jednak nie potrafiła powiedzieć, czego dotyczyło. Zerknęła na matkę pełniącą wartę przy jej szpitalnym łóżku. Królowa przyglądała się jej z troską, której nawet nie próbowała ukryć, jednak gdy Rosa zapytała jej się, o co się martwi, ta odpowiedziała wymijająco, że o ogólny stan zdrowia swej jedynej córki. Westchnęła w duchu. Ona również się o to martwiła, bo miała dziwne przeczucie, że zwyczajnie zwariowała. Chciała szybować i latać w przestworzach, co wydawało jej się absurdem, bo nigdy nawet o tym nie myślała.
Zatopiona w myślach nawet nie zauważyła wychodzącej matki i Ginetty, która przybyła na jej miejsce.
- Och, jakie to nierozsądne - podskoczyła gwałtownie, czując lodowatą kulę w brzuchu. Spojrzała na staruchę siedzącą na wygodnym krześle - Co by się stało, gdybym go roztrzaskała?
- Straż wtrąciłaby cię do lochu, gdzie spędziłabyś resztę swego życia za zniszczenie mej własności.
Ginette parsknęła śmiechem, kołysząc się w przód i w tył. Opanowanie się zajęło jej chwilę, w czasie której usta księżniczki zaciskały się coraz bardziej.
- Nie, dziecinko. Rozsypałby się w proch, a ty padłabyś martwa. Ten kryształ nie należał do twej prababci, która tylko go ochraniała, czekając na twe narodziny - kobieta pochyliła się do przodu, jej oczy rozbłysły - to, moja droga, twój klejnot życia.
***

Zimny wiatr obudził się do życia. Burzowe chmury kotłowały się nad altanką, stojącą wśród pięknych kwiatów. Arya zamrugała, wpatrując się w szarość ponad nią. Jej palec rysował w powietrzu niewidzialne linie, krzyżujące się i przecinające. Westchnęła cicho, nie widząc żadnej reakcji ze strony chmur. Spojrzała w stronę lasu po przeciwnej stronie. Spomiędzy olbrzymich i starych drzew wyszedł kryształowy feniks. Zamrugał ślepiami, patrząc na swą panią, której usta rozciągnęły się w uśmiechu.
- Witaj - wyszeptała, prostując swe skrzydła. A były to skrzydła niezwykłe, niepodobne do skrzydeł innych aniołów. Z początku białe, przechodziły w fiolet. Na górze zdobiły je piękne zawijasy**. Były znakiem kogoś niezwykłego.
Feniks zamrugał i skłonił głowę.
Witaj, pani.
- Witaj, mój klejnocie - roześmiał się anioł.

* nie wybrałam tego imienia bez powodu. Jest to jedne z imion diabła. Ale nie, nie chodzi tu o niego we własnej osobie, raczej o symbolikę ;3.
** żeby lepiej wam to przedstawić, postanowiłam posłużyć się moją postacią z Aion'a, Dragirą. Skrzydła zwykłego anioła: KLIK. Skrzydła Aryi: KLIK


Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Klejnot życia
~Smoczy_Plomien
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 28-12-2013 22:07
Super. W życiu nie sądziłabym, że ten chłopak zabije swoją matkę. Akcja idzie pomału, lecz bardzo ciekawie. Czyli anioły nie mówią jak ludzie, tylko słychać ich w myślach? Bardzo ciekawe i oryginalne. Spodobało mi się porównanie krwi do rozkwitającej róży, niezwykłe. W życiu bym tego nie wymyśliła. Ciekawa jestem co nowa postać wniesie do powieści.




(c) ja, hehe

Zapraszam:
- moje opowiadanie - Zmierzch bogów
- mój blog - W zakamarkach mojej duszy
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Klejnot życia
~Sophie
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 29-12-2013 11:35
Mówią normalnie i w myślach, tylko że ta dziewczyna jest akurat niema, więc posługuje się tą drugą zdolnością. W końcu anielica (Boże, jak to dziwnie brzmi) pod koniec rozdziału normalnie mówiła ;3. Chciałam, żeby oprócz "normalnych" zdolności mieli też te inne i magiczne. W kolejnych rozdziałach będę wyjaśniała różne rzeczy dotyczące tych istot, zresztą akcja również przyspieszy ;3.


Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Klejnot życia
użytkownik usunięty
Dodane dnia 10-01-2014 15:55
Jak zwykle świetnie. Bardzo podoba mi się sposób, w jaki rozbudowywujesz akcję. W sumie, to nie wiem nawet, co będzie dalej, choć podejrzewam, że coś związanego z wojną aniołów i diabłów. Ale jak to się łączy z klejnotem życia? Nie mam pomysłu. No cóż, życzę Ci weny, weny i jeszcze raz weny uśmiech.



Edytowane przez ChandSharma dnia 01-04-2014 22:11
AutorRE: Klejnot życia
~Sophie
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 03-06-2014 20:32
Wiem, wiem. Przerwa była bardzo długa, zastanawiałam się nawet, czy kontynuować opowiadanie po takim czasie. Nie wiem, czy ktoś to przeczyta, ale wrzucam następny rozdział. Nie jest tak długi, jakbym chciała, ale następny będzie dłuższy, bo chcę upchnąć wszystkie wątki.

Rozdział 6

To twój klejnot. Klejnot życia. Słowa te obudziły w niej całą gamę uczuć, od przerażenia do niezrównanej tęsknoty. Znów chciała latać i szybować, zanurzać się w chmurach. Rosa rozpaczliwie potrząsnęła głową, próbując wyrzucić z niej te myśli. Ginette przyglądała jej się z rozbawieniem malującym się na poznaczonej zmarszczkami twarzy. Trwała w nachyleniu, najwyraźniej czekając na jakąś odpowiedź. Jednak królewskiej córce zabrakło słów. Stara kobieta wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła kryształu, jakby był z kruchego szkła.
- Taki mocny, a jednocześnie taki kruchy... Twa prababka tak wiele poświęciła, by go ochronić. Aż w końcu śmierć ją dopadła. Dziecinko, w nim jest całe twoje życie. Żadna choroba cię nie zabije, żaden cios w serce. Twe życie jest wieczne i mocne, a równocześnie można je zgasić w ciągu sekundy. Wystarczy jeden ruch i gdy na krysztale pojawi się choć jedna rysa, natychmiast będziesz martwa, a on rozsypie się w proch i rozwieje na wietrze. Jeden zgrabny cios mieczem - powiedziała z chytrym błyskiem w oku.
Cios mieczem... Wizja stanęła Rosie przed oczami - upadająca kobieta, podbiegający do niej mężczyzna i miecz uderzający w kryształ leżący obok niej. Jej krzyk.
- O tak - Ginette uśmiechnęła się szerzej - twoja prababcia zmarła od takiego ciosu, jednak zdołała przekazać twój kryształ dalej. Na całe szczęście nie trafił do twojej matki, która jest bardziej ślepa od kreta.
- Przestań! - zawołała Rosa.
Kobieta nic nie powiedziała, obrzuciła ją tylko dziwnym spojrzeniem.
- Jak się czujesz?
Zaskoczona księżniczka zamrugała, zdziwiona tą nagłą zmianą tematu.
- Dobrze - dopiero po wypowiedzeniu tych słów zdała sobie sprawę, że mówi prawdę. Nie kręciło jej się w głowie, nie czuła się słabo. Ginette pokiwała głową, jakby dokładnie tego się spodziewała. Wstała i ruszyła do wyjścia. Tuż przy samych drzwiach zatrzymała się i obejrzała.
- Pamiętaj, dziecinko. Anioły po upadku nie powstają.
***

Oscar powoli się budził, nie wiedząc co się wydarzyło, ani gdzie się znajduje. Otworzył oczy, wydawało mu się, że powieki są jakby zaklejone jakąś cieczą. Leżał w ciasnej uliczce, w jakiejś kałuży, jednej z wielu po deszczu. Nad sobą widział bezchmurne niebo. Z trudem dźwignął się do pozycji siedzącej. Kręciło mu się w głowie, cały dygotał z osłabienia. Na kolanach podpełzł do ściany, by powoli wstać, opierając się o nią. Jego mięśnie były sztywne, tak jakby spędził cały dzień w jednej pozycji. Mało się tym przejmował. Musiał się dostać do bazy i opowiedzieć o tym, co zaszło.
***

Po paru dniach Rosa mogła wyjść ze szpitala. Nie była osłabiona, lecz lekarka uparła się, że ma zostać na obserwacji. Dni płynęły wolno, większość czasu spędziła gapiąc się w sufit. Ginette nie przyszła już ani razu, co dziewczyna przyjęła z ulgą. Królowa codziennie przesiadywała po parę godzin przy jej łóżku, jednak nie rozmawiały dużo.
Pierwszego dnia po wyjściu Rosa z prawdziwą przyjemnością chodziła po korytarzach, a wszelkie jej niedawne troski odeszły na parę chwil w zapomnienie. Jednak te szybko minęły, a ona coraz bardziej niepokoiła się sytuacją. Stanęła przy ozdobnej fontannie w ogrodzie, jej dłoń powędrowała do kryształu na szyi. Poczuła lekkie swędzenie na plecach. Drgnęła, gdy nagle usłyszała cichy śmiech. Obejrzała się i zobaczyła Ginette stojącą w cieniu filara. Staruszka rozbawiona pokręciła głową i odeszła. Rosa usiadła na kamieniu fontanny, niepewnie spoglądając za staruszką. Wzięła głęboki wdech i rozejrzała się, mając nadzieję, że widok miliona kolorowych kwiatów, drzew owocowych obsypanych płatkami kwiatostanów i ptaków wydających radosne trele jakoś uspokoi jej nerwy. Zamknęła oczy, chłonąc uszami szum wody. Poczuła miarowe pulsowanie w krysztale i zatraciła się w nim. Trwała bez ruchu, gdy nagle poczuła, że jakaś ręką zatyka jej usta. Zaczęła się wierzgać, mając nadzieję, że się uwolni. Drugi napastnik podszedł od przodu, w dłoni trzymał sztylet. Jego ostrze lśniło w blasku słońca. Rękojeść była ozdobiona kamieniami, które lekko się skrzyły. Tak straszna rzecz nie powinna być tak piękna - przeszło przez myśl dziewczynie. Nagle zdała sobie sprawę, że on wcale nie celuje w jej serce, tylko w kryształ. Odruchowo w przerażeniu zamachała skrzydłami. Chwila... Skrzydłami?
- Mamy ją! - zarechotał jeden z napastników.
Nagle zamarła, niezdolna się poruszyć. Płomienie ognia lizały wschodnią część pałacu, stopniowo się rozrastając.
- Cóż za tchórzostwo - rozległ się głos z tyłu - Atakowanie, gdy przeciwnik jest odwrócony tyłem...
Krzyk mężczyzny pobudził Rosę do działania. Poczuła, że jego uścisk słabnie i machnęła skrzydłami. Przerażona zaczęła wznosić się w powietrze, równocześnie wykonując obrót, by spojrzeć na wybawicielkę, Ginette, która w ręce trzymała długi sztylet i ze smutkiem spoglądała na ostrze wystające z jej piersi. Krew spływała po materiale sukni, jednak ona już nie zwracała na to uwagi. Przeniosła wzrok na mordercę, na którego twarzy widać było triumf.
- Kiedyś za to zapłacicie. Ulice będą mokre od waszej krwi - jej głos był spokojny.
Napastnik jednym ruchem wyszarpnął broń z ciała swej ofiary i spojrzał na Rosę, która osłupiała, porażona strachem i przerażeniem. Przełknęła ślinę. Nagle poczuła, że nie może w tym momencie umrzeć z jego ręki. Nie tutaj. Ma swoją dumę. Pobudziła swoje ciało do życia i zamachała skrzydłami, wznosząc się do góry. Skierowała się do pałacu, którego stopniowo pochłaniał zachłanny ogień. Z trudem wleciała do środka przez wybite okno i poturlała się po podłodze. Rozkaszlała się, czując, jak gryzący dym wchodzi jej do oczu i ust. I nagle ją zobaczyła - swoją matkę, rozpaczliwie próbującą złapać choćby jeden oddech. Podbiegła do niej, a matka spojrzała na nią, z trudem oddychając.
- Anioł... - wyszeptała - Co za błogosławieństwo. Przed śmiercią widzę anioła.
- Nie, mamo! Nie umrzesz!
Rosa zarzuciła rękę kobiety na swoje ramiona i próbowała ją podnieść. Próba skończyła się porażką. Królowa chwiała się na nogach i ledwo wstała, natychmiast znów upadła. Przerażona księżniczka padła na kolana obok niej i rozkaszlała się. Chwilę później z jej ust wydostał się zduszony okrzyk. Matka leżała nieruchomo na ziemi, jej klatka piersiowa nie unosiła się. Oczy miała zamglone, pozbawione iskry życia. Umarła.
Rosa w szoku patrzyła na kobietę, która ją wychowywała i obdarzała troską i miłością każdego dnia. Wstała, cofnęła się od trupa i pognała korytarzem. Czuła, że jeśli zaraz jej płuca nie dostaną świeżego powietrza, to i ona umrze. Przebiegła obok otwartych drzwi i najprawdopodobniej pobiegłaby dalej, gdyby nie wołający ją głos.
- Księżniczko! - z komnaty wytoczył się strażnik - Uciekaj! Nie pozwól, by nasza ofiara okazała się niesłuszna.
Dłoń miał przyciśniętą do uda, spomiędzy palców wyciekała krew. Zachwiał się i upadł. Rosa zrozumiała, że ma rację. Odwróciła się i pognała do okna, przez które wyskoczyła i poszybowała.



Edytowane przez Sophie dnia 04-06-2014 14:13
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Klejnot życia
~Smoczy_Plomien
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 04-06-2014 13:58
Ja zawsze przeczytam Twoje opowiadanie :]. Powiem szczerze, że musiałam czytać je od początku, bo całkowicie je zapomniałam i nie byłam w temacie xdd. Ani waż mi się je usuwać lub nie kontynuować (oczywiście to Twoja decyzja) xdd. Rozdział jak zwykle wspaniały, tylko mam jedna "ale":

Tak straszna rzecz nie powinna tak piękna

Czy to zdanie nie powinno brzmieć "Tak straszna rzecz nie powinna być tak piękna"?

Uu... Fajnie, są skrzydełka xdd. Jestem bardzo ciekawa, co wniesie do fabuły, znaczy się, do życia księżniczki, Oscar. Czekam na następny rozdział.




(c) ja, hehe

Zapraszam:
- moje opowiadanie - Zmierzch bogów
- mój blog - W zakamarkach mojej duszy

Edytowane przez YouStee dnia 04-06-2014 16:57
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Klejnot życia
~butel-ka
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 04-06-2014 18:08
Nigdy wcześniej nie czytałam tego opowiadania, więc zacznę od początku. Nie musisz na nie odpowiadać, bo pewnie na część i tak nie ma logicznej odpowiedzi, bo po prostu nie zastanawiałaś się nad tym podczas pisania opowiadania.

Rozdział 1
Wenecja do XVIII w. była republiką (rządził doża), a że nie podałaś dokładniejszej daty, to nie chce mi się sprawdzać, czy w XIX w., jak została włączona do Włoch, to czy obowiązywała tam monarchia i czy rodzina królewska by się przeprowadzała do Wenecji.
Nie mogę też znaleźć wzmianki z jakiej okazji jest ten bal, a nie wyprawia się takich imprez, dlatego że wymaga tego fabuła.
Też na pewno to nie król wygłasza wejście swojej córki, tylko jest od tego specjalny zawód, tylko nie mogę przypomnieć, jak się nazywa.
Wydaje mi się, że pierwszy taniec jest już z góry zarezerwowany dla ustalonej osoby, więc raczej nie da się od tak porwać księżniczki do tańca. W ogóle dziwne, że o niczym nie rozmawiają.
Cały ten zamach na klejnot został chyba zaplanowany przez jakieś dzieci. No kto normalny dokonuje przestępstwa w miejscu, z którego trudno uciec żywym. Przez to, że im się nie udało za pierwszym razem, została zwiększona straż, więc teraz jeszcze trudniej dokonać kradzieży. Nie mogli tego zrobić, jak szła korytarzami?

Rozdział 2
"Rosa spojrzała na pergaminy. Dotyczyły one typowych rzeczy wagi państwowej. Nic, czym się interesowała. " Rodzice nie każą edukować księżniczki? Jakoś nie widać, żeby mieli inne dzieci, więc powinni przywiązać do tego dużą wagę.
Z raportu wynika, że Rosa powiedziała rodzicom, że sprawcy chcieli ukraść klejnot, więc dlaczego ciągle on przebywa u niej w szkatułce? Nie ma bezpieczniejszych miejsc?

Rozdział 6
Nie wiem, jak chcesz przeprowadzić dobrą akcję bez ranienia Rosy. W ogóle nie ogarniam, co tu się dzieje. Ci od Mefistofelesa wydają się, jakby nie wiedzieli, czego chcą. Po pierwszym rozdziale myślałam, że chcą ukraść klejnot, a teraz przestępca groził sztyletem i mimo że miał okazję, to nie rozwalił go. Po co wymachiwał sztyletem, skoro chyba jednak jego zadaniem była kradzież? W ogóle co to za problem do cholery przeciąć łańcuszek? ;/ Albo zerwać, no nie wierzę, że uchwyt jest nie wiadomo jak mocny. Ci przestępcy, to normalnie jakieś dzieci, które się bawią w kotka i myszkę.

Akcja z ratowaniem matki straszna :P. Chyba chciałaś się jej po prostu pozbyć, bo była ci niewygodna XD.

I teraz jeszcze taki mały komentarz:

Smocza napisał/a:
Sophie napisał/a:Tak straszna rzecz nie powinna tak piękna

Czy to zdanie nie powinno brzmieć "Tak straszna rzecz nie powinna być tak piękna"?

A jak przychodzi do poprawiania randomowych użytkowników, to bez problemu edytujesz opowiadanie bez zgody, więc jednak wiesz, że tego nie należy robić.



Edytowane przez Sophie dnia 04-06-2014 20:26
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Klejnot życia
~Sophie
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 04-06-2014 20:54
Czas na moje odpowiedzi (bo na posty dotyczące fabuły prawie zawsze odpowiadam) xD.

Smocza odpowiedziała:
Czy to zdanie nie powinno brzmieć "Tak straszna rzecz nie powinna być tak piękna"?

Uu... Fajnie, są skrzydełka xdd. Jestem bardzo ciekawa, co wniesie do fabuły, znaczy się, do życia księżniczki, Oscar. Czekam na następny rozdział.

Masz rację, już poprawiłam. Zwykle opowiadanie piszę na telefonie po 23, więc nie jestem zbytnio przytomna ;3. Nie wiem, kiedy będzie następny rozdział, bo zamierzam zabrać się też za Memento mori. Dziękuję za komentarz.

Butel-ka - nie muszę, ale chcę, bo lubię twoje posty w tym dziale, gdyż potrafisz krytykować, nie piszesz "suchych" postów.

Wenecja do XVIII w. była republiką (rządził doża), a że nie podałaś dokładniejszej daty, to nie chce mi się sprawdzać, czy w XIX w., jak została włączona do Włoch, to czy obowiązywała tam monarchia i czy rodzina królewska by się przeprowadzała do Wenecji.

Nie znam się na historii, dlatego też nie podawałam daty ani wieku. Napisałam tylko, że akcja nie toczy się w naszych czasach, więc jest spory zakres czasowy do wyboru :).

Nie mogę też znaleźć wzmianki z jakiej okazji jest ten bal, a nie wyprawia się takich imprez, dlatego że wymaga tego fabuła.
Też na pewno to nie król wygłasza wejście swojej córki, tylko jest od tego specjalny zawód, tylko nie mogę przypomnieć, jak się nazywa.

Czytałam kiedyś książkę, w której bohaterka musiała przystosować się do życia towarzyskiego, by wyciągnąć informacje od wrogów. Bale były organizowane co dwa tygodnie, ot tak. Szczerze mówiąc, to nawet o powodzie nie pomyślałam.
Król nie mówi o przybyciu córki.
Ojciec tylko zerknął na nią z aprobatą w oczach. Głośno odchrząknął.
- Panie i panowie! Wszyscy zgromadzeni na tej sali! - mówił głośno, lecz nie krzyczał. Nie musiał, gdyż wszyscy obecni zamilkli, gdy tylko przemówił.
- Czas rozpocząć bal! - powiedziała tym samym tonem królowa.

Rozpoczął oficjalnie przyjęcie, nie zapowiada wejścia swojej córki ani nic w tym stylu.

Cały ten zamach na klejnot został chyba zaplanowany przez jakieś dzieci. No kto normalny dokonuje przestępstwa w miejscu, z którego trudno uciec żywym. Przez to, że im się nie udało za pierwszym razem, została zwiększona straż, więc teraz jeszcze trudniej dokonać kradzieży. Nie mogli tego zrobić, jak szła korytarzami?

Hahah, mogli, faktycznie xD. Choć raport w końcu wspomina, że nie było to zbyt rozsądne posunięcie.
Doszliśmy do wniosku, że próba kradzieży nie była w żaden błyskotliwy sposób zaplanowana. Próba odwrócenia uwagi poprzez uczynienie szkód była niezbyt przemyślana, gdyż nie powiodła się.


Ci od Mefistofelesa wydają się, jakby nie wiedzieli, czego chcą. Po pierwszym rozdziale myślałam, że chcą ukraść klejnot, a teraz przestępca groził sztyletem i mimo że miał okazję, to nie rozwalił go. Po co wymachiwał sztyletem, skoro chyba jednak jego zadaniem była kradzież? W ogóle co to za problem do cholery przeciąć łańcuszek? ;/ Albo zerwać, no nie wierzę, że uchwyt jest nie wiadomo jak mocny. Ci przestępcy, to normalnie jakieś dzieci, które się bawią w kotka i myszkę.

Nie wspominałam w pierwszym rozdziale, że chcą ukraść jej klejnot. Tylko w krótkim wstępie do opowiadania napisałam, że ktoś chce mieć pewną rzecz, ale nie wspominałam jaką ;p. Zresztą słowa Ginette i częściowo anielicy wskazują, jaki jest cel tych mężczyzn, jeśli chodzi o Rosę.

Z tą matką to masz całkowitą rację xD. Była niewygodna, ale co tam xd. Skoro Rowling może pisać badziewną akcję ze śmiercią Hedwigi, bo jej już nie potrzebowała, to ja też mogę xDDD.
Dziękuję za komentarz ^^.



Edytowane przez Sophie dnia 04-06-2014 20:59
Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Klejnot życia
~butel-ka
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 04-06-2014 21:23
O nie wiem co mi się ubzdurało z tym wejściem księżniczki na bal, przepraszam. Jak jeszcze opowiadałam twoje opowiadanie koledze, to mi się przypomniało, że imiona nie są w żaden sposób włoskie.

Ale miałam także napisać zalety. No to wszystkie twoje opowiadania mają taki fajny klimat, że nawet zmieniając nick, wiedziałam, kim jesteś. Na pewno jesteś ciekawa, jak ja sobie wyobrażam twój świat. No to według mnie wszystko jest takie ponure, chłodne i poważne. Świat wydaje mi się realistyczny (bo np. Czerwień Rubinu wyobrażałam sobie w kolorach mangowych xd). Na pewno nie chciałabym w nim żyć, bo mimo, że jest taki podobny do naszego, przemawia przez niego o wiele większa groza.


Wyślij Prywatną Wiadomość
AutorRE: Klejnot życia
~Sophie
Użytkownik

avatar
Dodane dnia 13-07-2015 16:28
Po roku niepublikowania rozdziałów wrzucam ciąg dalszy... Sama nie pamiętałam wydarzeń, musiałam wszystko od nowa czytać xd. Przez cały rok nie pisałam zupełnie niczego, a sam rozdział przerwałam w połowie drugiego akapitu, więc... Nie wiem, czy styl pisania mi się nie pogorszył (a tak w ogóle to opcja wpisywania ciągłego na klawiaturze dotykowej jest wielka). Wybaczcie długość, następny nie będzie taki krótki (i będzie się coś działo). Błędy poprawię potem, jeśli są, bo na tablecie nie jest to proste xD.

Rozdział 7

Niebo było bezchmurne, słońce jasno świeciło, oświetlając obrzeża Wenecji. Rosa z trudem wylądowała w odosobnionym miejscu, by nikt niepowołany jej nie zobaczył. Zmęczone swym pierwszym lotem skrzydła same się złożyły i schowały. Dziewczyna opadła na kolana i spojrzała w kierunku pałacu. Niebo było tam rozświetlone pomarańczową łuną. Nieliczni przechodnie, którzy spacerowali wąskimi uliczkami, zerkali lekko w jej stronę, jakby nie była niczym zaskakującym. Jednak księżniczka była pewna, że wieści szybko się rozejdą. Miała nadzieję, że jej ojcu nic się nie stało i że pożar zostanie jakimś cudem ugaszony.
Zadrżała i nagle przypomniała sobie Ginette i moment jej śmierci. Pamiętała każdy detal sceny tak dokładnie, jakby właśnie w tej chwili rozgrywała się przed jej oczami. Nie mogła uwierzyć w to, że kobieta nie żyje. Nigdy nie była z nią blisko, nie mogła nawet powiedzieć, że się z nią przyjaźniła, jednak była ona jedynym ogniwem łączącym ją z tym, kim była.
***

Sala była pełna tańczących gości w maskach. Delikatne oświetlenie nadawało klimatowi nutkę tajemnicy. Elena trzymała w ręce kieliszek z winem, stojąc przy stole z potrawami. Obserwowała gości, starając się wypatrzyć choćby najmniejszy podejrzany ruch. Nadia* była pewna, że słudzy Mephista pojawiają się na większych przyjęciach. To akurat było organizowane przez bogatego i wpływego człowieka. Pragnęła, by dziewczyna przekonała się o prawdziwości jej słów, choćby i w brutalny sposób.
Duszkiem wypiła wino i odstawiła kieliszek na stół. I tak wypiła za dużo jak na obecną chwilę.
Dostrzegła w cieniu jednego roga sali mężczyznę, który przyglądał się wszystkim z taką samą uwagą co ona sama. Potem powoli ruszył w kierunku młodzieńca, który w ręce trzymał maskę ozdobioną piórami pawia, rozmawiającego z jakąś damą w czerwonej sukni. Ten drgnął, jakby wyczuwał, że ktoś o złych zamiarach do niego idzie. Odwrócił się powoli. Elena zobaczyła, że mężczyzna coś mówi do niego, uśmiechając się uprzejmie. Jednak jego uśmiech nie sięgał oczu, które pozostały zimne. Zobaczyła, że dłoń mężczyzny wędruje za pasek spodni, wyciągając inkrustowaną rękojeść.
 
***

Szklany pałac wydawał się wyrastać bezpośrednio z chmur, okalających jego podstawę jak zasłona. Nie prowadziła do niego żadna ścieżka, wydawało się też, że wokół nie ma ani jednej żywej istoty. Wszystko zamarło w bezruchu, jakby czekając na coś.
Milczała, idąc w jego kierunku, u jej boku szedł kryształowy feniks. Stanowili piękną parę, mimo że widok potrafiłby niejednego zdumieć. Był to najprawdopodobniej jedyny klejnot anioła, który posiadał własną wolę i żył. Przyzwyczaiła się do tego, że zawsze się wyróżniała i nie była zbytnio zaskoczona, gdy okazało się, że wśród wszelkich trudów to właśnie ona musiała unieść głowę i stawić im czoło na samym czele innych.

Weszła do pałacu i zaczęła przemierzać jego rozległe korytarze. Jeśli jakiś król twierdził, że wybudował sobie największy pałac ze wszystkich, z przytłaczającą ilością korytarzy, komnat, schodów i różnorakich przejść, nigdy wcześniej nie był w tej budowli. W niektórych jej częściach nigdy nie postawił stopy żaden anioł, a tym bardziej człowiek, tajemnice przejść pozostawały nieodkryte i skryte przed wejrzeniem przybyłych. Mówiono, że tajemnice pałacu znał tylko jego szalony twórca, będący równocześnie największym architektem na świecie.
I właśnie wśród tych zakamarków i tajemnic istniał największy skarb aniołów.
***

Nie wiedział, jakim cudem doszedł do gondoli i do niej wszedł. Nie wiedział nawet, czyja ona jest i czy właśnie jej nie kradnie. I nie obchodziło go to. Wiosłował, czując się tak, jakby jego mózg zmienił się w konfiturę. Konfiturę przygotowaną przez Amelię... Poczucie winy i straty dopadło go gwałtownie, sprawiając, że poczuł się tak, jakby na plecach trzymał głaz. Wzrok mu się zamglił, ruchy rąk straciły rytm. Usiłował mocniej przytrzymać wiosło, jednak opadło na dno łódki, a on sam upadł na kolana. Łzy popłynęły po jego twarzy strumieniami, zamazując wzrok i zasłaniając znienawidzony świat mgłą. Dygotał bezsilnie, umysł zalały mu wspomnienia jego matki i sztyletu wbitego w pierś, jej krwi i szoku na twarzy. Niedowierzania w oczach, że jej własny syn mógł zrobić coś takiego, popełnić największy grzech z możliwych.
Zacisnął powieki, starając się odciąć od natłoku tego wszystkiego, mając równocześnie nadzieję, że nie zwariuje. Przez chwilę ciężko dyszał, aż w końcu odgrodził się od wspomnień.
Boże, co ja zrobiłem?  - pomyślał, sięgając po porzucone wiosło.
***

Nadia spojrzała na ciało kobiety, która okazała jej więcej czułości niż większość napotkanych ludzi. Pomimo że widziała już tak wiele, to czyn chłopaka budził w niej odrazę. Nie mogła czasami  uwierzyć w to, co tkwiło w ludzkim gatunku. Do czego mogli się posunąć? Najwidoczniej do bardzo wielu rzeczy.
Uklękła przy ciele Amelii. Obiecała jej córce, że zajmie się nim, gdyż tamta nie czuła się na siłach. Zwykły pogrzeb nie był możliwy - co by powiedzieli  grabarzowi?
Nagle drgnęła, usłyszawszy ciężkie kroki, typowe dla mężczyzn.
- Kochanie, wróciłem!  Cóż pysznego przygotowałaś na obiad**?
Zamarła. Już wiedziała, że nie obejdzie się bez ujawnienia jej natury. Rozległo się trzaśnięcie drzwi wejściowych.
- Witaj, zło..- - wchodząc do kuchni, mężczyzna urwał w pół słowa, a jego twarz stała się blada jak płótno.
- Amelio!  - rozpacz zawarta w tym jednym słowie, jednym imieniu, wbiła się w serce anioła niczym sztylety.
Podbiegł i upadł na kolana przy swojej żonie, jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Łzy popłynęły po policzkach, jego ubrania nasiąkły krwią, która nie zdążyła jeszcze zaschnąć i tworzyła kałużę na podłodze. Rozpaczliwie przyciągnął ciało do siebie, jakby chciał je uchronić przed wszelkimi niebezpieczeństwami. Minęła chwila, w czasie której Nadia nie odważyła się poruszyć, aż w końcu Alberto podniósł wzrok i spojrzał na dziewczynę. W oczach miał pustkę.
- Ty... - wyszeptał - Ty... ją zabiłaś?... Ja...
Wyszarpnął sztylet z piersi żony, jego palce kurczowo  zacisnęły się na rękojeści.
- Skoro tak, to... to... ja zabiję ciebie.
Widziała rozpacz w jego spojrzeniu, która zdawała się nie mieć końca. Rozumiała go.
Nie, to nie ja ją zabiłam. Oczy mężczyzny rozszerzyły się ze zdumienia i niedowierzania. Nigdy bym nie zabiła osoby, która okazała mi tyle troski. Delikatnie rozwinęła skrzydła. Jednak mogę ci powiedzieć, kto to zrobił.
***

Rozgrywająca się przed nią scena przypominała jej te z niektórych bajek opowiadanych przez matkę. Oto stoi zły mężczyzna, jeden z wielu sprzymierzeńców rozprzestrzenianego się Zła, a członek drużyny Dobra próbuje się przed nim obronić. Różnica była taka, że w tych bajkach zawsze albo zostanie uratowany przez nagłego sprzymierzeńca lub kompana, albo zginie, jednak jego śmierć nie pójdzie na marne, bo ostatecznie Dobro zwycięży. Bo przecież zawsze wygrywa, prawda? 
Nie miała przy sobie żadnej broni - Nadia pragnęła, by czuła tą bezsilność, by widziała, co się dzieje. Czas, byś naprawdę uwierzyła w moje słowa.
Młodzieniec był niezwykle blady. Powiedział coś do damy, z którą rozmawiał, a ta zaskoczona skinęła głową, po czym podeszła do stołu, by zacząć przyglądać się potrawom. Elena, kompletnie zaskoczona jej zachowaniem, przez chwilę się na nią patrzyła. Jednak już po chwili usłyszała krzyk. Wystarczył jej jeden rzut oka na zabójcę należącego do organizacji, by zamarła. W ręku trzymał sztylet, drugą dłonią trzymał młodzieńca za przegub, a ten usiłował się bronić, zadając ciosy wolną ręką w twarz przeciwnikowi. Maska leżała na podłodze, a sztylet już opadał, wymierzając cios w lewą kieszeń. Rozległ się głos rozkruszanego kryształu, jego drobiny posypały się na podłogę, gdy anioł upadł na ziemię. Był martwy.
***

Olbrzymi kryształ wznosił się nad podłogą, rzucając wokół kolorowe refleksy. Arya przyglądała się mu, czując smutek w sercu. Jego powierzchnię zdobiła cieniutka pajęczyna pęknięć.

- - -
*Nadia - włoskie imię, odpowiednik Nadziei.
**Przyznaję: nie miałam zielonego pojęcia, jak napisać o jego powrocie xD. W końcu nie może wejść, cicho się skradając, bo to jego dom, a żona czeka... Chyba każdy facet po pracy jest głodny?  XD



Edytowane przez Sophie dnia 13-07-2015 16:29
Wyślij Prywatną Wiadomość
Skocz do Forum:
Logowanie
Zapamiętaj mnie



Rejestracja
Zapomniane hasło?

Witajcie na nowej wersji ShoutBox. Wszelkie problemy prosimy zgłaszać do administracji lub bezpośrednio do twórcy - Anagana.

Tylko zalogowani użytkownicy mogą pisać wiadomości.

~clax70
22:01:36 11.05.2024
Ale wygra Chorwacja lub Izrael, choć osobiście najbardziej lubię Szwajcarię i nadal mam nadzieję, że może jednak będzie pierwsze
~clax70
22:00:20 11.05.2024
O kurcze, zapomniałem obstawić
^Flamli0
21:15:13 11.05.2024
a co ma kościół do eurowizji rly
~EmilyWinxClub0
20:57:49 11.05.2024
Niestety nie da się być united by music, gdzie był to konkurs zawsze mocno polityczny, ale wystawianie przez nich reprezentantówkraju który nie ma nawet szacunku do życia małych dzieci przegina już tę szalę
~nexusik0
18:36:06 11.05.2024
Bym*
~nexusik0
18:35:52 11.05.2024
Ja kościół zlikwidował by przestali prać mózgi ludziom
~kolec 2571
18:33:04 11.05.2024
Ciekawe za co Holandię zdyskwalifikowali. Ja bym zdyskwalifikował Irlandię, a to za to, że promuje satanizm i okultyzm.
^ChandSharma0
16:10:39 11.05.2024
No i zamiast 26 mamy 25 państw, bo Holandię zdyskwalifikowali
^Flamli0
12:31:29 11.05.2024
nowy numer we włoszech
^ChandSharma0
14:31:05 10.05.2024
A swoją drogą artysta nie jest winny temu, co się dzieje w jego kraju. Niewiele może zdziałać, więc bojkotowanie tego jest dla mnie bez sensu
^ChandSharma0
14:30:06 10.05.2024
Ja to traktuję jako konkurs muzyczny, a nie przedstawienie polityczne. Powinniśmy być ponad podziałami i zgodni z hasłem United by music
~EmilyWinxClub1
12:00:13 10.05.2024
eurowizja wspiera ludobójstwo w Gazie. Polecam wam bojkotować tegoroczną Eurowizję
^ChandSharma0
10:01:27 10.05.2024
<-- nowy news :>
~clax70
23:33:37 09.05.2024
Dzięki za punkty! uśmiech
^ChandSharma0
17:53:09 09.05.2024
punkciki rozdane, a jutro dalszy ciąg zabawy :>
^PVTeam1230
15:22:41 08.05.2024
serio słabo to wyszło smutny
^Flamli0
7:44:11 08.05.2024
Nie dziwi mnie to, słabo zaśpiewała
~clax70
23:57:16 07.05.2024
Niestety Polska nie weszła do finału zdezorientowany
~clax70
23:56:52 07.05.2024
Najlepszego!
~Stellka0
23:25:04 07.05.2024
Dziękuję Chand serce
~February0
20:09:31 07.05.2024
ale moja wymarzona to kolor błękitny więc jeszcze muszę poczekać uśmiech))
~February0
20:09:05 07.05.2024
oo rzeczywiście nowa ranga <3
^ChandSharma0
10:15:14 07.05.2024
Stellka najlepszego serce
~clax70
1:12:52 06.05.2024
^ChandSharma 23:40:49 05.05.2024 <--- Nowy news! Są tu jeszcze jacyś fani Eurowizji? XD
Są, są
~Vixen0
1:03:05 06.05.2024
Nie oglądam nic oprócz anime czy Winxa
Regulamin
Archiwum
lekkieb. lekkie
wersja: 3.0.4
Ankieta
Chcecie, jak co roku, wziąc udział w wigilijnych podarunkac?

Tak
Tak
69% [9 Głosów]

Nie
Nie
8% [1 Głosuj]

Nie wiem
Nie wiem
23% [3 Głosów]

Głosów: 13
Rozpoczęta: 20/11/2023 08:49
Zakończona: 26/11/2023 18:48

Archiwum Ankiet

.